O tym jak się Ofiarowanie nie podobało…

4 marca, 2010

…choć powinno, bo to wielki film jest. pono

z różnych stron o filmie:
„Pięćdziesięcioletni szwedzki intelektualista Aleksander mieszka samotnie w domu na odludnej wyspie. Jest bohaterem, jakiego często spotykamy w filmach Tarkowskiego – pozbawiony samolubnej dumy i egoizmu, zdolny do służenia wyższej sprawie, przypomina znany z utworów Dostojewskiego ideał „człowieka doskonałego”, którego wzorem jest Chrystus. W długich rozmowach, jakie wiedzie z filozoficznie nastawionym do życia posłańcem pocztowym, usiłuje przeciwstawić rzeczywistości społecznej swoją utopię. W dniu urodzin Aleksandra odwiedzają go starzy przyjaciele i mieszkająca oddzielnie żona. Podczas spotkania zostaje ogłoszony alarm – w każdej chwili może dojść do eksplozji atomowej. Bohater składa przysięgę: pragnie ofiarować się Bogu, aby oddalić wizję apokaliptycznej zagłady. Ostatni film wybitnego, zmarłego w 1986 roku reżysera uważany jest za jego testament twórczy”.

Aaaaaaa… Nie dało się tego oglądać. Stalker powalił na kolana i zostawił w zachwycie na lata. Zwierciadło zaczarowało ze szczętem – w realu można poznać, co to zagięcie czasoprzestrzeni -102 minuty, które kurczą się do pięciu. Cudowna powolość i „tarkowszczyzna”
A Ofiarowania nie dalim rady.

Znam wszelakie interpretacje tego filmu – że sacrum, że Bóg i człowiek (lub odwrotnie), że Maria, syn/dom/drzewo, odkupienie. Wszystko to lepiej się czyta. W filmie tego nie widzę – w filmie widzę irytującą grę aktorów, wygłaszających przydługawe teksty jak z teatrzyku szkolnego, widzę nadekspresyjną mimikę, sztuczne gesty odwracające uwagę od sensu słów (po co oni tak łażą po tym salonie i ustawiają się do kamery w udrapowane konfiguracje?).  Wszystko to jest tak niewiarygodne, że nie umiem, nie chcę wejść w ten świat, nie chcę tego przeżywać, bo czuję sztuczność i przekoncypowanie. Akademickość udającą dylematy moralne. Może jestem zblazowana, scyniczniała itp. Ale nie uwierzyłam w ani jedno słowo z tego testamentu.
Dzień wcześniej prostszy i nienagradzany aż mianem arcydzieła film Wino truskawkowe zostawił mnie z gulą w gardle i ontologicznym żalem/smutkiem. Prostsza droga do Boga.
A Ofiarowanie… cóż, cytując klasyka: Ogromna katedra, ale Boga w niej nie ma.

i tyle mojego

journey on Lutens’ scents

9 lutego, 2010

Sa Majeste la Rose Serge Lutens

Urok słodkiej marokańskiej róży podkreślają: pudrowy goździk, biały miód i piżmowa baza, lecz głowną rolę gra oczywiście ona: Jej Wysokość Róża. Skład: absolut marokańskiej róży, liczi, gwajak, absolut wanilii

Rodzina zapachowa: kwiatowa

Nos: Christopher Sheldrake

Data powstania: 2000

Róża jest różą jest różą jest różą.

Dlaczego niektórzy czują świeżo ścięta różę lub różę rozkwitłą po deszczu majowym? Arrrgh! Aby pokochać ten zapach, trzeba wielbić róże w każdej postaci: jako czerwone dane na dowód miłości, stosy dusznych płatków jak w American Beauty, ogrody różane Semiramidy, dzikie różyczki odkryte pośród chaszczy, wschodni ogród wieczorem…

A jednak… Nie jestem angielską różyczką. Nie podoba mi się – ma w sobie babcińską duszność starych perfum, przeterminowanej wody różanej zatęchłej we flakonie. A w skrajnym zatchnięciu się zapachem — zaprany koci mocz na pościeli. Bardzo podobnie pachnie olejek różany (z róży damasceńskiej) – który po dodaniu do kąpieli wywarł efekt odwrotny do zamierzonego – miast romantycznych woni rozległ się (sic!)  kociomoczny duch, a ukochany nie poczuł zewu krwi, tylko okrutny zaduch „Jesu! Co to tak śmierdzi?” Może nie nazbyt to subtelne. Ale teraz po zaaplikowaniu Sa Majeste la Rose na nadgarstek wróciło to, co w róży prawdziwej zachwyca i odrzuca w „syntetycznej”.

Może zapracuje inaczej na innej skórze – „może w innym lesie innym sadzie*”.

Pierwszy etap wędrówki – falstart 😦

*

Gdybym spotkał ciebie znowu pierwszy raz,
Ale w innym sadzie, w innym lesie –
Może by inaczej zaszumiał nam las
Wydłużony mgłami na bezkresie….

Może innych kwiatów wśród zieleni bruzd
Jęłyby się dłonie dreszczem czynne –
Może by upadły z niedomyślnych ust
Jakieś inne słowa – jakieś inne…

Może by i słońce zniewoliło nas
Do spłynięcia duchem w RÓŻ kaskadzie,
Gdybym spotkał ciebie znowu pierwszy raz,
Ale w innym lesie, w innym sadzie…

Falun Gong

7 lutego, 2010

http://www.pl.clearharmony.net/articles/200609/2801.html

nowe bawidko Canona

4 lutego, 2010

Wielka radość w domu Gucia! Co prawda to tylko EOS 450, ale cieszy. I zdjęcia robi śniczne – czemuż jednak to takie trudne?! Łatwiej chyba będzie zrobić zdjęcie gaci przez głowę niż zdjęcie łaaał! worldpresfoto mucha nie siada (bo na razie jeszcze nie ma obiektywu do macro, na razie kicik-cicik). Ale już pierwsze koty za płoty…

Koenzym Q10 wysłuchaj nas panie

19 stycznia, 2010

zdrowy tryb życia doprowadzam do cieniutkiej czerwonej jak gorączka linii obsesji. za rzecz uznaję wstydliwą moje starania o jedzenie tylko zdrowejżywności i używanie tylko biokosmetyków. tylko ci, co robią tak samo, zrozumieją, jak to determinuje obłędnie. A ci, co nie wiedz,ą nie będą zbawieni i będą się w piekle „poniebierać”. I parabeny ich dopadnom!

Tymczasem zanabyłam sobie pramaterię, owo lapis philosophorum, które uczyni ze mnie równą bogom – pod względem pięknoty zewnętrznej (bom w środku już śniczna i cudna), jeno lico nie licuje. I oto reklamę znalazłam owego specyfikum – i oczywiście pierwsze, co zobaczyłam, to ODBICIE. Grafik amator (laik) czy amator (używek)?  Toż to się nadaje na

http://photoshopdisasters.blogspot.com/

cho se zoba:

Jesienne wino

6 stycznia, 2010

MONTECILLO RIOJA GRAN RESERVA

typ: wytrawne
barwa: czerwone
kraj: Hiszpania
region: Rioja
pojemność: 75 cl
rocznik: 2001
beczkowanie: 30 miesięcy
szczep: tempranillo
  • ceglaso-rubinowy błyszczący kolor
  • w zapachu bardzo delikatna nuta tytoniu,bukiet aromatów powstałych w procesie starzenia,z tłem dojrzałych czerwonych owoców
  • w ustach smukłe,delikatne,ze wspaniałą równowagą
  • pełne mocy i bardzo długie z eleganckim finiszem

(info ze strony Winowino.com)

Wiem, że żadne wino nie smakuje tak jak w kraju, z którego pochodzi, pite w tawernie, przy tapas. Ale zawsze przywozimy sobie z wakacji pół walizki win, z kraju, w którym spędzamy urlop. Strach na lotnisku – byle nie przekroczyć wagi. A potem stoją sobie zakorkowane wspomnienia i czekają na jesień i na zimę. I z każdego kraju przywozimy jedno „akcesorium” do wina: otwieracz, korek z mozaiką, korkociąg. W wybrany dzień otwieramy butelkę – i nie tylko pijemy ten nektar bogów, ale i upajamy się wspomnieniami (szalonej wyprawy do Granady, kąpieli w błękicie na Balos, winogron prosto z krzaka, Montparnasu wieczorem, palenia pod Sacre Coeur, pantomima pod Centrum Pompidou, spalenie słońcem na Falasarnie….)

Jak na razie tęsknię za Hiszpanią najbardziej. Dlatego dziś toast Montecillo. Za mój słaby blogas – coby rósł w siłę.

koty pod łóżkiem koty

15 grudnia, 2009

jutro kupuję nożyczki z nakładkami, papier i zaczynam dziarać. Moje kartki nie będą takie piękne jak te z pocztypolskiej, bo nie mam takiego dizajnerskiego brokatu i ogólnie offsetu, ale coś tam wydziergam. Nabyłam se nienadaremno w zeszłym roku pistolec (obok młotka i śrubokrętu to w naszym domu chyba jedyny sprzęt godny mężczyzny in maj majnd). Pistol jest na klej i pod wpływem prądu skrapliwuje mi się na wybrane tudzież nie obszary robótki. W zaszłym roku wypstrykałam tymże pistoletem i złotolem w aerozolu KSIĘGĘ KOMUNIJNĄ dla mego bratanka. Ohydne to to, ale modne było. Zajęło poczesne miejsce na komunistycznym stole.
Jak już skończę korekty itepy, wreszcie się wezmę. I wyrżnę janiołki, chujaczki, stajenke i Dzieciątku pierwszy ząbek
Jak nie wyślę, to cyknę foto-foto

a poniżej księga ksiąg

http://www.netiart.pl/pamiatki-komunijne/

John Lennon vs. Bardo Thodol

8 grudnia, 2009

Dziś jestem w nastroju Bardo Thodol, lecz zanim zanim…

Zanim powędruję w zaświaty

John Lennon
Powędrowałem

Zza wonnych mórz i wrębnych łajb
Zza pychu w grzewny dyng
W drewutny blach i fistach kryt
Powędrowałem wesół jak Żyd
Gdzie dobra Doris King

Przez żerbło drzew i zwalist gmach
Przez owczą gwozd i szczurz
Małpiuszkiem w żłobku schylony nad
Powędrowałem jak pies Kundłat
W dogranoc sennych zmruż

U targłych ścież i skałbnych głot
U chwojnych klejb i myt
Opatrzny w tłust hebrajski pas
Powędrowałem skarpecią w las
Gdzie zły brzmiał Bernie Smith.

(John Lennon, na własne kopyto / z rys. aut. ; dłubaczył z ang. Robert Stiller. )

gierki – to lubię

2 grudnia, 2009

Co mnie relaksuje i odmóżdża cudownie – na wszystkie moje pogody i niepogody duszy mej. Escape.

.

.

Mateusz Skutnik

http://mateusz-skutnik.newgrounds.com/flash/

i gierka

http://www.newgrounds.com/portal/view/510201

oraz wszystkie Submachine.

.

Czytaj resztę wpisu »

ECHA

17 listopada, 2009

zapraszamy do lekramy!

ECHA. KOMPLETNA HISTORIA PINK FLOYD

Pink Floyd – zespół, który rozpoczynał karierę w połowie lat sześćdziesiątych od występów w maleńkich salkach kościelnych ? stał się rockową legendą, sprzedającą miliony płyt i koncertującą na największych stadionach.

Ta wspaniała książka ukazała się w 40. rocznicę wydania przez Pink Floyd pierwszej płyty. Zawiera monograficzny opis kariery całego zespołu i jego poszczególnych członków od czasów sprzed Pink Floyd w roku 1962 do chwili obecnej.

Echa po raz pierwszy w historii zawierają starannie opracowaną listę wszystkich koncertów zespołu, zestawy granych na koncertach utworów, występy w radiu i telewizji oraz pełną dyskografię angielską i amerykańską.

W książce znalazły się rzadkie i nigdy wcześniej niepublikowane fotografie, a także graficzne pamiątki, w tym plakaty, reklamy, ulotki i bilety z każdego okresu działalności zespołu. Echa to najbardziej wyczerpująca książka o Pink Floyd, jaka kiedykolwiek ukazała się drukiem.